poniedziałek, 25 maja 2015

Pokuraiona pasta #5 - "maupia" wycieczka

Witojcie!

Po dłuższej nieobecności, w końcu mogę dać Wam jakiś znak życia. Oto świeża jeszcze pasta mojego autorstwa, w zupełnie nowej formie.

To były czasy gimbazy, drugi dzień wycieczki klasowej. Gdzieś na kaszubach, nad którymś z tamtych jezior. Popołudnie.

Był to ośrodek wypoczynkowy najeżony wręcz domkami letniskowymi, większymi i mniejszymi. Gdzieś tam znalazłoby się również pole do siatkówki i koszykówki, był również budynek, który pełnił funkcję w większości rozrywkowe. Było tam od kija kanap i foteli, widziałem też tam kilka stołów bilardowych i tych do piłkarzyków. A wszystko to utrzymane w wakacyjnym, kaszubsko-ludowym klimacie. No wiecie, kiedy nawet asfalt wydaje się być z drewna. W sumie nie zdziwiłbym się gdyby był, chyba tylko przewody elektryczne nie były tam drewniane, ale nie jestem pewny. Siedziałem na barierce od tarasu w jednym z domków nauczycieli i prowadziłem z nimi typową uczniowską, przyjacielską gadkę-szmatkę. Nie miałem w sumie nic lepszego do roboty. Część sebków i karyn wracała z plaży. Postanowiłem zostać, bo szczerze mówiąc nie chciało mi się szukać kąpielówek w tej stercie ciuchów, żarcia i ręczników, które wziąłem. W pewnym momencie gadkę-szmatkę przerwał nam głos jakiejś loszki, dochodzący zza moich pleców. Miały one tam kilkuosobowy domek. Kiedy się odwróciłem, na tarasie stała jedna karyna z mojej klasy, która wołała jedną z nauczycielek. Była ona niezłym lekkoduchem i po jej zachowaniu widać, że pochodziła ze wsi. Tym razem poczuła się za bardzo "u siebie" i... zapomniała, że wychodząc do ludzi, wypada stanik włożyć. No uwodzenie uwodzeniem ale chyba trzeba do tego trochę dyskrecji. No i nauczycielkę to też odrobinę dziwnie. Tak czy siak, zaraz odwróciłem wzrok, bo wtedy jeszcze myślałem, że bycie dżentelmenem coś daje (xD)
Wszyscy się rozeszli do domków po zbiórce, w tym ja. Przydzielono mi miejscówkę z moim kumplem i jednym sebkiem, którego i tak ledwo kiedy widziałem, bo ciągle przesiadywał u karyn. Powiedziałem pierwszemu z nich o tym całym zjawisku i dowiedziałem się, że kumpel chce zacząć z nią kręcić z prostego powodu. Wymiona tej loszki były największe spośród naszego rocznika. Gość tak chorobliwie zazdrościł, że zaczął ze złości napierdalać pięściami w kanapę i ściany przy tym skacząc po pokoju jak szympans z epilepsją po srogiej dawce kokainy. Zarządziłem taktyczny odwrót, zgarnąłem z półki słuchawki i polazłem na jedną z przyjeziornych ławek. Oddalając się od domku, jeszcze słyszałem uderzanie w kanapę i pełne złości jęki, które brzmiały jak jakiś nieszczęśnik z zatwardzeniem.
Usiadłem na ławce. Cicho, spokojnie, zero ludzi. Zanim jednak zdążyłem założyć słuchawki, usłyszałem jak z okolic mojego domku wydobywało się głośne "KRAAAAAAAAAAAAU".
"O kurwa..." - wymamrotałem. Przypomniałem sobie, jak tydzień wcześniej scrollowałem wykopki i znalazłem jeden temat, w którym były jakieś teorie, od których mogły ciarki po plecach przejść.. Otworzyłem z ciekawości i zacząłem śledzić tego posta. Mogłem teraz stwierdzić, że...
Op miał rację. Za czasów wojny, w północnej Afryce, Afrika Korps było usypiane przez tajemniczy gaz o nazwie knuran kremówkanu. Ciała śpiących niemców były podobno wykorzystywane seksualnie przez samego... Cowieka Maupę, największego zbrodniarza wojennego. Wdrażał on im w dogodnych okazjach swoje geny, a obudzeni żołnierze widzieli tylko pozostawione przez niego ścieżki ze skórek od bananów. Od tego czasu, Niemcy pod wpływem określonych bodźców zaczęli powolną, lub w przypadku niektórych - szybką i dziwną przemianę w... Kolejne Cuowieki Maupy. Z racji tego, że były tylko "kopiami" oryginału były o wiele łatwiejsze do unicestwienia i odziedziczyły wrażliwość na elektryczność, ale wciąż lepiej bez konkretnego uzbrojenia nie podchodzić. Hitler wiedział o całym incydencie i kim jest Cowiek Maupa i poszedł z nim na ugodę. W zamian za podrasowanie broni i pomoc przy budowie Wunderwaffe Hitler zgodził się na rozprzestrzenianie genów Cowieka poprzez niemiecką armię. Oczywiście nie ujawnił tego, bo wywołałoby to panikę i stwarzało ryzyko buntów ludności, dlatego zrzucił sprawę nagłych uśpień na substancje, które zawierały pyłki z północnoafrykańskiej roślinności. Geny rozprzestrzeniały się wraz z gwałtami Niemców na cywilach, poprzez zakładanie przez nich rodzin czy korzystanie z usług prostytutek na wszystkich stronach frontu. Z pokolenia na pokolenie ilość transformacji słabła. Z postów opa mogłem wyczytać, że bodźce wymuszające przemianę muszą powodować u człowieka zachowywanie się jak małpa. Kiedy chciałem zapytać opa o szczegóły - thread w magiczny sposób zniknął. Kiedy zaciekawione anonki domagały się wyjaśnień i chcieli nasrać mode'owi do ryja, ten tłumaczył się, że nic nie usuwał. Po jakimś czasie już nikt o tym nie rozmawiał i uznał za jakiegoś trolla 2/10.
Przypomniałem sobie wtedy jak zachowywał się mój kumpel. Mógł się przemienić przez to szalejące libido. Po chwili usłyszałem krzyki innych sebków i karyn. Jak mój kumpel mógł wykorzystać umiejętności, które dała mu transformacja, jednocześnie będąc wcześniej w stanie rozszalałego samca? Wiedziałem od razu. Wziąłem leżącą obok mnie metalową rurę, którą fachowiec Stachu zostawił aby później zamontować i pomknąłem do domku, w którym mieszkała tamta locha. Będąc w pobliżu napotykałem ślady dużych małpich łap, ciała martwych lub ledwo dychających ludzi, wokół nich krew, banany i coś co przypominało kał, ale nie miałem czasu na przyjrzenie się. Wbiegłem do środka będąc przygotowanym na niekoniecznie przyjemne widoki.
I się nie myliłem. Na podłodze leżała jego "wybranka" z bananem w ustach. bolcował ją małpiarz.
Miał przewagę w pomieszczeniu, chciałem go wywabić.
"Są silikonowe." - Powiedziałem donośnie, pukając metalową rurą o próg drzwi, dając znać o swojej obecności. Istota zrozumiała, co miałem na myśli i poczęstowała mnie rozwścieczonym wzrokiem. Po tym zauważyłem, że mój kumpel nie był już człowiekiem. Był cuowiekiem.
Rzucił się na mnie. Był niewiarygodnie szybki. Ledwo zdążyłem się zamachnąć i walnąć mu porządnie rurą w owłosiony łeb. Moja namiastka broni złamała się. Spanikowałem. Nawet rury mają tu z drewna?! Mimo to, ogłuszyło to na chwilę Maupę i pozwoliło mi wyjść bardziej na otwartą przestrzeń. Szukałem panicznie jakiejś alternatywnej broni, lecz Cuowiek ocknął się szybciej niż przypuszczałem. Ruszył na mnie. Byłem pewny, że zaraz skończę z bananem w odbycie, lecz małpiarz dostał czymś masywnym i w miarę sporym w głowę. Upadł, a to czym dostał wylądowało u moich stóp. Była to strzelba. Jebitny amerykański mother-fuckin' shotgun. Spojrzałem w górę na chwilę, patrząc, skąd to mogło spaść. Nade mną unosił się na chmurce sam Kurt Cobain. Zrozumiałem, że jest to ta sama strzelba, którą zabił się 22 lata temu. Po chwili zaczął patrzeć wkurzonym wzrokiem w stronę najbliższego miasta i poleciał pobudzać gruczoły potowe u pustych karynek kupujących bluzki Nirvany z przeceny w H&M'ie, aby śmierdziały like a teen spirit.
Cuowiek powoli się podnosił. Wymierzyłem w niego strzelbę, podszedłem. Kiedy chciał się na mnie rzucić, pociągnąłem za spust. Broń miała taką moc, że odrzuciła Cuowieka z prędkością, w której był zdolny tak zdrowo się wbić w pewien dom w Szymbarku, że odwrócił go do góry nogami i zrobił z niego jednocześnie atrakcję turystyczną, zrykoszetował, zestrzelił Tupoleva w Smoleńsku, znów zrykoszetował od jednego z dachów Kremla, po czym wylądował na Wawelu, gdzie wpierdolił się w któryś z grobów.
Nie wiadomo czy to już koniec. Nie wiemy, ile ukrytych Cuowieków Maup jest wśród nas i czy czasem my nie jesteśmy jednym z nich. Pewnym jest:
Op miał rację.