Witojcie!
Woodstock, woodstock i po woodstocku. Zdołałem odzyskać chociaż trochę moją wątrobę i się umyć, więc rzucam Wam post o tym, jak tam jest i czego się spodziewać.
EKWIPUNEK
Zacznijmy od tego, że pogoda potrafi udowodnić, że nawet w środku lata trzeba brać ciepłe rzeczy na takiego typu wypady. Mimo iż wziąłem 2 bluzy i ciepły śpiwór, to wciąż siedzę tu i piszę będąc dość ostro przeziębionym. Początkowe noce dawały ostro w kość, ale pod koniec woodstocku już ładnie słoneczko prażyło.
Oprócz ciepłych ciuchów i podstawowych przedmiotów, które zagwarantują nam przetrwanie na polach namiotowych, na woodzie wyjątkowo przydatny był... czarny marker. Pisanie wszelkich ogłoszeń na kawałkach kartonu takich jak typowe "Free Hugs", "Sprzedam Piwo za 4zł", bądź też "Wróżenie z kobiecych pośladków". Marker niezwykle przydaje się do takich rzeczy.
Polecam również brać trochę konserw lub zupek chińskich. Zawsze jakiś zapas, a po drugie, może zaoszczędzić nam rozmienianie grubego hajsu (bo nie ma nic bardziej demotywującego).
Zatyczki do uszu. Upewnijcie się, że są dobrze dopasowane do Waszych uszu, to nie będą wypadać po nocy. W moim przypadku, mimo iż miałem zatyczki, to i tak słyszałem dyskusje o życiu i transformatorach, które toczyły się w namiocie obok, bądź "PEEEDALSKIE CHWILE SĄ Z NAMI" z dużej sceny.
Chusteczki nawilżone. O tak. Na woodzie naprawdę nie jest trudno się ubrudzić. Często siada się tam na ziemi, dotyka brudnych rzeczy, dostaje się piątkę od zafarbowanego gościa, a wokół dużej sceny zwykle są całe tony kurzu jak na wulkanicznych wyspach Islandii. Trudno to domyć, a chusteczki nawilżone są chociaż chwilowym ratunkiem, chociaż aby zjeść higienicznie jakiś posiłek.
Lampki do namiotów. Bardzo praktyczne, no i oszczędzą baterię twojego telefonu, bo nie będzie trzeba było błądzić zapalonym wyświetlaczem. Uwierzcie mi, te cacuszka naprawdę dają po oczach i potrafią oświetlić dość duży teren. W transporcie polecam owinąć je jakimś ręcznikiem lub chusteczką i schować dość głęboko w plecaku. Jeśli jakimś cudem wypadnie i przypadkowo spadnie komuś na głowę, to możecie trafić na kogoś, kto kwestie szanowania czyichś własności ma schowane w kieszeni i po prostu wyrzuci ją przez okno. Karłoś ty kurwo
Upewnijcie się też, że wasz plecak nie przeżył socjalizmu, takie zwykle bywają wadliwe. Uwierzcie mi na słowo.
Co do załatwiania potrzeb, polecam robienie tego "na zaś" przed woodstockiem. No chyba, że gustujecie w takim czymś:
Historia prawdziwa z Toi Toia:
>wchodzisz do środka, widzisz coś podobnego jak ten obrazek wyżej
>na ścianie napis "na suficie też jest nasrane"
>wzrok ze strachem na sufit
>"żartowałem"
ATMOSFERA
Jedyna w swoim rodzaju. Zgodna z moimi przypusczeniami, czyli - bardzo pozytywna, luźna, pokojowa i przyjacielska. Mimo to, większość ludzi, z którymi rozmawiałem - narzekała właśnie na atmosferę i odczucia, które emanowali inni. Sam to mogłem zauważyć.
Kiedy chodziłem z free hugs, zaskakująco mało ludzi chciało z tego skorzystać. Mogłem iść dosłownie przez środek skupiska ludzi i musiałem czekać czasami ponad MINUTĘ (!) aby ktoś się przytulił. Byłem szczerze... zdziwiony. Mimo to, chętni zawsze się znaleźli, prędzej czy później.
Z ludźmi też było różnie. Czasami można było ocenić kogoś, jak się zachowa, po tym, jak wygląda. Podczas, gdy sprzedawałem z 2 towarzyszami części męskiego krocza od 23 do 5 nad ranem (nazwijmy to eksperymentem społecznym) mogłem zaobserwować reakcje ludzi, w zależności od tego, co sobą reprezentują. Oto przykład:
Idzie grupka osób w dreadach, pełno czerwono-żółto-zielonych barw. Uśmiechnięci. Widzą i słyszą nas, śmieją się z nami, dosiądą się, doleją piwa, bimbru, czy co oni tam mają. Pozdrawiają i idą dalej.
Idzie grupka metalowców. Glany, koszulki z zespołami, bojówy, ramony, długie włosy. Widzą nas, również się smieją, niektórzy się dosiedli i pograli z nami na gitarze. Popytają o... "produkt" i idą dalej.
Idzie grupka zwykłych ludzi. Nie wyróżniają się zbytnio, niektórzy mają koszulki zespołowe. Zobaczą nas, pośmieszkują pod nosem, idą dalej.
Idzie parę krótko ściętych, lub całkowicie łysych chłopaczków szybkim krokiem, na dolnej części twarzy przewinięta bandana. Przechodzą i widzą, poczęstują jakimś groźnym wzrokiem (chodź bardziej to wyglądało na przejaw autyzmu), któryś zwolnił i wlepia w nas gały, chyba chciał wywołać bójkę, ale zawrócił i poszedł dalej. Spłoszona sarenka.
Sami widzicie - różnie bywa.
Na samych koncertach jest rewelacja. Trochę tłum, ale w końcu to woodstock. Wszędzie flagi różnych miejscowości, pogo tu i tam, ciągle widać kogoś na fali. Ba, sam nawet byłem. Przy okazji jedna dziewczyna chciała mi spuścić wpierdyl, bo nie widziała, że jakiś wielki gościu leci na fali i przez przypadek dostała butem w głowę. Patrzyła się na mnie jak wkurzony kot o rozmiarach ~150cm i biła po bokach i plecach, ale na jej niedolę, nic nie poczułem. No cóż :C
We wszystkich koncertach nie podobało mi się szczególnie nagłośnienie na dużej scenie (eluveitie brzmiało jak gunwo) i kontakt z widownią Zakka z Black Label Society. Był naprawdę ubogi, ale wynagrodził on to swoją niesamowitą solówką i wyrzuceniem na koniec w kierunku widowni kilkoma pałeczkami perkusisty i ręcznikami. Gratuluję tym, którzy je złapali.
Na temat mojego (prawie) zaśnięcia na Dream Theatre nie będę się rozwijał, bo to raczej kwestia gustu.
Dobra, koledzy i koleżanki, na razie to wszystko. Dzięki za przeczytanie, trzymajcie się!