czwartek, 14 stycznia 2016

Studia, czyli "Najpiękniejszy czas w życiu"

Witojcie!

Stwierdziłem, że trzeba w końcu coś napisać na tym moim nieszczęsnym blogu, więc o to jest. Matura już za mną, a ja siedzę na uniwerku już trochę czasu, dlatego rozwieję parę spraw, mitów i plotek dotyczących studiów i studentów. Niektóre rzeczy mogą was zaskoczyć, chociaż nie muszą.


Zacznijmy od tych wszystkich gadek niektórych nauczycieli, którzy twierdzą, że

"STUDIA TO NAJLEPSIEJSZY CZAS W ŻYCIU, TO DOPIERO PRZED TOBĄ, NAJLEPSZE KONTAKTY, NAJTRWALSZE PRZYJAŹNIE, SZYKUJ SIE, HEHE"

Gówno prawda.
Było tak może kiedyś, ale nie teraz.

Tu nie porozmawiasz z wykładowcą/prowadzącym, bo masz z czymś problem (bo go to uj obchodzi)
Nie spyta cię on o Twoją rodzinę (bo go to uj obchodzi)
Nie nawiążesz z nim jakiejkolwiek więzi z tymi "nauczycielami" (bo go uj obchodzisz)
Nie wystawi Ci zaliczenia, bo cię lubi i mu cię szkoda (bo go uj obchodzisz)
Nie usprawiedliwi Ci obecności, bo chciałeś być wcześniej z rodziną na święta (bo go to uj obchodzi, tylko zwolnienia lekarskie)
Nie pogadasz z nim na luzie na zajęciach tak jak robiło się to z nauczycielami w liceum bądź gimnazjum (bo go to uj obchodzi, profesjonalizm, iksde)

A, no i jest 99% szansy, że i tak Cię nie zapamięta, więc żadnej więzi tu nie ma.

"A co ze studentami? Z ludźmi z kierunku?" Zapytacie.

Opierając się na moim kierunku (jak w tym całym poście), czyli Psychologii, mogę stwierdzić, że nawiązywanie kontaktu z ludźmi nie jest tam trudne. Aczkolwiek, większość jest tam tak...

DO BÓLU, KURWA, NORMALNA

Że czasami mi się chce po prostu usiąść i płaknąć.

Loszki chodzące z torebeczką na prawym przedramieniu, smartfonikiem w lewej ręce i odkrytymi kostkami, mimo iż na dworze jest z 4*? - Check.
Loszki z grubszym makijażem niż Panzerkampfwagen VI ma pancerza? - Check.
Chłopaczki z głosem delikatniejszym niż ma wokalista Cauldron, przy okazji jarające się perfumami i modą? - Check.
Jakieś radykalne chrześcijanki na kiju? - Check.
Kuce w katankach, udające, że jak piszą bloga to mają jakieś zdolności humanistyczne? - Check.



Gwarantuję Ci, że większość z tych ludzi nawet nie będzie skłonna powiedzieć zwykłe "cześć" na ulicy, kiedy skończysz studia. Jakąkolwiek więź z nimi trzyma jedynie to, że przychodzicie na uniwerek na kilka, dosłownie kilka godzin. No i może znajomość na fejsie.

Fakt faktem, są integracje studenckie. Byłem na wielu, można wypić szlachetne napoje chmielowe z paroma osobami, ale jak ludzie się poznają, z reguły kończy się tak, że:

"Ooo, jesteś z [insert miasto, które nie jest wiochą]? Też stamtąd jestem!"
"O, ja z tamtych okolic!"
"Ej, a chodziłaś/eś do [2137 liceum im. Jana Pawła II]?", "Tak! W sumie to cię pamiętam! A tam chodził też ten [seba], nie?"

Po czym zaczynają razem gadać, pić i się zrzeszać, a ty zostajesz z boku nic nie ogarniając, bo jesteś z jakiegoś mniejszego miasta i jesteś przegrywem. Wtedy grupa rozmówców się pomniejsza i tworzą się mini podziały.

A i warto też wspomnieć, że na pierwszej integracji na ponad 200 osób było może około 100 ludzi, a potem z czasem zrobiła się jakaś stała ekipa 15. A teraz to tych integracji nie ma wcale, bo ludzie wolą robić swoje domówki i zapraszać znanych sobie ziomeczków.

Oczywistym jest, że w końcu trafia kosa na kamień i znajduje się kogoś z rozumem i godnością człowieka, z kim można nawiązać jakąś więź, często zachlewać razem mordy i śmieszkować. To normalne, no chyba, że studiuje się prawo, tam takich ludzi raczej nie ma (xD).

A nawet jeśli już uda się kogoś poznać, wiele osób na pierwszym roku stwierdza, że im się nie chce w sumie już uczyć i wracają do domu jeść gunwo, idą na inny kierunek bądź zmieniają uniwersytet. Znajomi znikają z oczu, a ty nic nie możesz na to poradzić i tak naprawdę nie wiesz, kiedy ktoś z Twoich kumpli zmieni zdanie i pójdzie gdzieś w cholerę i osłabi się pomiędzy Wami kontakt, dlatego nie radzę się do kogoś przywiązywać, jeśli nie ma się co do tego kogoś stuprocentowej pewności, że nie "ucieknie".

Uniwerek to kwintesencja posiadania kompletnej wyjebki na cokolwiek. Nic tu nikogo praktycznie nie obchodzi. Wykładowcy nie robią specjalnych ćwiczeń, nie wałkują materiału dopóki wszyscy nie zrozumieją, jak coś to powiedzą, że macie "doczytać". Nawet jeśli trafia się naprawdę sympatyczny wykładowca, to już jednak nie jest to samo. Budynki, w których odbywają się konwersatoria (czyli ćwiki, potocznie) mogą przypominać taki szkolny budynek, w którym ludzie siedzą w stołówkach, gaworzą, czytają coś, piją kawę/herbatę, suną po korytarzach. Mimo to, nie czujesz przywiązania. Nie znasz się tu z woźnymi, z pracownikami. Obce twarze są wszędzie, jedyni ludzie, których tam kojarzysz, są z Twojego kierunku, a to jest wręcz pierwiastek z tych wszystkich osób.
Na tym uniwerku mają nawet wylane w ludzką śmierć. Był taki incydent, że kolega z mojego kierunku postanowił popełnić samobójstwo i skoczyć z 11 piętra, a uam nawet nie pisnął. Żadna żałoba, jakieś słowa upamiętniające, kondolencje, smutne wiadomości, no zero kompletne. Tak jakby się nic nie stało. Po prostu człowiek zniknął. Na wydziale prawa i administracji też ktoś zmarł na palpitację serca chyba (?), a uam też nic. "Lel, znowu ktoś zdechł xD"

Ten najlepszy czas w życiu, jak to się mówi, przechodzi na okres Liceum/Technikum. Dlatego jeśli któryś z czytelników tego posta spędza tam ostatni rok, radzę się nacieszyć.