Witojcie!
Wykopiemy dzisiaj z głębokiego, zimnego i cuchnącego śmiercią grobu temat o jakże bliskich nam we współczesnej popkulturze - zombiakach. Jak zrodził się pomysł na ich stworzenie? Jak przebiegła ewolucja ich wizerunku? Zapraszam do lektury.
Zombie początkowo był uważany za osobę, która została zniewolona przy użyciu magii voodoo w różnych celach. Aby się za kogoś zemścić, robić za wieszak, pomagać w obowiązkach domowych, być szoferem. Tak czy siak, ślepo wykonywała polecenia swojego "pana" i nie miała świadomości z tego, co robi. Często znajdowała się również w stanie odurzenia, przez co poruszała się jak typowy "umarlak". Termin ten był używany na Hawajach i w Afryce, zanim wszedł do popkultury.
Potem (lata 60) zrobiło się wielkie BOOOM w popkulturze. Wydany został film "Noc Żywych Trupów", który pierwszy raz ukazał postać zombie jako gnijącą, wygłodniałą za ludzkim mięsem i mózgiem bestię, która wstała z grobu. Twórcy wykorzystali tam promieniowanie pochodzące z meteorytu jako czynnik, który zaczął całą apokalipsę. Nasze zgniłki były wtedy ślamazarne i tępe jak miecze "samurajskie" z konwentów, ale posiadały sporą siłę (w końcu mogły przebijać się przez trumny i wyjść na powierzchnię), przez co trudno było uciec z ich łap. Do tego były też niewiarygodnie wytrzymałe, co najbardziej przerażało wtedy widownię. No bo jak ludzki, gnijący kadłubek może żyć, a do tego jeszcze stwarzać zagrożenie? No jak tu zabić takie coś?
Motyw "przemiany" wszedł dopiero w latach 80, gdzie ugryzienie przez nieumarlaka oznaczało jednocześnie, że staniesz się jednym z nich w przeciągu kilkunastu minut.
Furorę i wprowadzenie motywu sławnej infekcji wprowadził w 2002r. kultowy Resident Evil.
Korporacja Umbrella pracowała nad bronią biologiczną o nazwie T-Virus, która miała zamieniać ludzi i zwierzęta w krwiożercze, kierujące się instynktem nieumarłe bestie, które przy okazji infekowały przez dostanie się krwi do organizmu, lub przez ugryzienie. Żeby tego było mało, Umbrella mutowała wirusa, aby czynić z zainfekowanych jeszcze skuteczniejszych i niebezpiecznych myśliwych. Przykład, kreatura o pseudonimie Licker:
Infekuje przez pazury i ugryzienie. Przyjemniaczek.
Oczywiście, żeby życie nie było za proste, T-Virus wydostaje się z probówek i zaczyna zbierać żniwo. W 1 części filmu zostaje tam wysłana grupa komandosów, aby zbadać sytuację. I jak to w horrorach bywa - większość ginie, a wirus wydostaje się do Raccoon City. Tu zaczyna się zabawa.
Ludzie przyzwyczajeni byli do ślamazarnych i powolnych nieumarlaków. Już się ich nie bali tak bardzo jak wcześniej. Trzeba było coś z tym zrobić!
Czyli dać im umiejętność biegania, skakania i większej mobilności. Tworzyło to jeszcze większą grozę i ograniczało możliwość ucieczki, a poza tym nikt wcześniej nie spotkał się z takim dynamicznym modelem naszych zgniłków, dlatego widownia po prostu robiła w gacie.
Warto zauważyć, że "zombie" w 28 days i weeks later nie są w praktyce zombiakami. To zainfekowani Rage Virus'em.
Może i wyglądają jak umarlaki przez ich krwawy wygląd, ale jest to spowodowane tym, że wirus powoduje w organiźmie wymiotowanie krwią i jej wydostawanie się z wszystkich otworów ciała. Oho... Brzmi znajomo? Otóż tak.
Rage Virus to mutacja wirusa Ebola.
Może jesteśmy bliżej takiej apokalipsy niż myślimy, kto wie...
Ale wróćmy do wizerunku naszego zainfekowanego. W 28 days later większość z nich jest nawet... cała. Nie odpadają im żadne części ciała, nie wyglądają jakby ktoś ich przerzucił na lewą stronę. Co to oznacza? Umarlaki nie pożerają tam swoich ofiar. Ich celem jest ich zainfekowanie lub po prostu zabicie przez ugryzienie w szyję, chociaż w filmie możemy zobaczyć zainfekowanych atakujących pięściami lub młotkiem. Tutaj zarazić się można o wiele łatwiej. Wystarczy 1 zainfekowana kropla krwi, lub ugryzienie.
W zamian za mobilność, "zombiaki" dostały cios w wytrzymałość. Odczuwają ból, chociaż ich niepohamowana wściekłość go obniża, lecz nie są w stanie brać już na siebie całych serii z karabinów szturmowych. Ich ciało jest bardziej "ludzkie".
Potem (lata 60) zrobiło się wielkie BOOOM w popkulturze. Wydany został film "Noc Żywych Trupów", który pierwszy raz ukazał postać zombie jako gnijącą, wygłodniałą za ludzkim mięsem i mózgiem bestię, która wstała z grobu. Twórcy wykorzystali tam promieniowanie pochodzące z meteorytu jako czynnik, który zaczął całą apokalipsę. Nasze zgniłki były wtedy ślamazarne i tępe jak miecze "samurajskie" z konwentów, ale posiadały sporą siłę (w końcu mogły przebijać się przez trumny i wyjść na powierzchnię), przez co trudno było uciec z ich łap. Do tego były też niewiarygodnie wytrzymałe, co najbardziej przerażało wtedy widownię. No bo jak ludzki, gnijący kadłubek może żyć, a do tego jeszcze stwarzać zagrożenie? No jak tu zabić takie coś?
Kilka lat później wydano sequel, "Świt żywych trupów", w którym wprowadzono dodatkowe urozmaicenia takie jak zombie wegetarianin, czy też pierwsze elementy, które zwiększały mobilność zombiaków. W filmie był moment, w którym taki umarlak przebiegł sobie po ścianie i suficie, aby dotrzeć do martwego ciała jakiegoś nieszczęśnika. Było to moim zdaniem nielogicznie. Skoro takie coś potrafią, to czemu łażą jak ślamazary?
Przez następne lata wydawano inne-lecz-podobne produkcje, które po prostu z innego powodu sprawiały, że martwi wstawali z grobów. Co do motywu popularnej dziś "infekcji", na początku była interpretowana inaczej. Zombie, wgryzając się w mózg lub zabijając nieszczęśnika, powodowały, że jego martwe ciało ożywało. Działało to również w przypadku innej przyczyny śmierci, dlatego każdy człowiek, który kopnął w kalendarz, musiał być... kopnięty jeszcze raz. Najlepiej mocno. Kijem bejsbolowym. Albo piłą mechaniczną.
Furorę i wprowadzenie motywu sławnej infekcji wprowadził w 2002r. kultowy Resident Evil.
Korporacja Umbrella pracowała nad bronią biologiczną o nazwie T-Virus, która miała zamieniać ludzi i zwierzęta w krwiożercze, kierujące się instynktem nieumarłe bestie, które przy okazji infekowały przez dostanie się krwi do organizmu, lub przez ugryzienie. Żeby tego było mało, Umbrella mutowała wirusa, aby czynić z zainfekowanych jeszcze skuteczniejszych i niebezpiecznych myśliwych. Przykład, kreatura o pseudonimie Licker:
Infekuje przez pazury i ugryzienie. Przyjemniaczek.
Oczywiście, żeby życie nie było za proste, T-Virus wydostaje się z probówek i zaczyna zbierać żniwo. W 1 części filmu zostaje tam wysłana grupa komandosów, aby zbadać sytuację. I jak to w horrorach bywa - większość ginie, a wirus wydostaje się do Raccoon City. Tu zaczyna się zabawa.
Resident Evil pojawił się również w świecie gier komputerowych (w którym też zrobił furorę) i w komiksach. Popularność tej serii odczuwalna jest do dzisiaj, a filmy i gry nadal powstają. A z nimi co raz to nowe wersje zombie, mutantów i zainfekowanych niebezpiecznych zwierząt. Apokalipsa zombie i jej klimat został tam idealnie odwzorowany i stał się idealnym napędem do fali, które rozpoczęły już wcześniejsze klasyki.
Przejdżmy teraz do tytułu, który zmienił wizerunek klasycznego zombie. 28 days later.
Czyli dać im umiejętność biegania, skakania i większej mobilności. Tworzyło to jeszcze większą grozę i ograniczało możliwość ucieczki, a poza tym nikt wcześniej nie spotkał się z takim dynamicznym modelem naszych zgniłków, dlatego widownia po prostu robiła w gacie.
Warto zauważyć, że "zombie" w 28 days i weeks later nie są w praktyce zombiakami. To zainfekowani Rage Virus'em.
Może i wyglądają jak umarlaki przez ich krwawy wygląd, ale jest to spowodowane tym, że wirus powoduje w organiźmie wymiotowanie krwią i jej wydostawanie się z wszystkich otworów ciała. Oho... Brzmi znajomo? Otóż tak.
Rage Virus to mutacja wirusa Ebola.
Może jesteśmy bliżej takiej apokalipsy niż myślimy, kto wie...
Ale wróćmy do wizerunku naszego zainfekowanego. W 28 days later większość z nich jest nawet... cała. Nie odpadają im żadne części ciała, nie wyglądają jakby ktoś ich przerzucił na lewą stronę. Co to oznacza? Umarlaki nie pożerają tam swoich ofiar. Ich celem jest ich zainfekowanie lub po prostu zabicie przez ugryzienie w szyję, chociaż w filmie możemy zobaczyć zainfekowanych atakujących pięściami lub młotkiem. Tutaj zarazić się można o wiele łatwiej. Wystarczy 1 zainfekowana kropla krwi, lub ugryzienie.
W zamian za mobilność, "zombiaki" dostały cios w wytrzymałość. Odczuwają ból, chociaż ich niepohamowana wściekłość go obniża, lecz nie są w stanie brać już na siebie całych serii z karabinów szturmowych. Ich ciało jest bardziej "ludzkie".
Oto oni. Nie bez powodu wirus ten nosi swoją nazwę. Zainfekowani wyglądają na poważnie wkurwionych.
28 weeks later stało się dużą inspiracją dla kontynuowania nowego wizerunku zombie. Dzięki temu tytułowi mogły powstać kultowe gry takie jak Left 4 Dead, w którym wiernie został odwzorowany "biegający zombie". No i parę "specjalnych zainfekowanych", ukłon do RE moim zdaniem.
I bez biegających zombiaków nie byłoby najbardziej pociesznego filmu o zombie, jaki widziałem, Zombieland!
Mimo kontynuowania wizerunku mobilnego zgniłka, nie zrezygnowano jednak z jego wytrzymałości. Dlatego upowszechniła się zasada niszczenia mózgu, aby skutecznie pozbyć się naszego nieumarłego problemu i nie marnować amunicji. Zrezygnowano jednak z rygorystycznej "jednej kropli krwi" i skupiano się na przekazywaniu zombie infekcji przez ugryzienie.
Na dzisiaj tyle. Dzięki za przeczytanie.
Ach i tak btw, posty będą dodawane w trochę mniejszej częstotliwości, bo matura soon. Na razie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz