To jedziemy dalej!
Wcześniej rozmawialiśmy o społeczności goszczącej na konwentach, dzisiaj trochę do tego dopowiem i przejdziemy na inne "sfery" tych festiwali.
Warto jeszcze dodać co nieco do tematu męskiej strony konwentów. Bardzo podoba mi się to, że na sympatię odpowiadają sympatią. No, oczywiście dopóki ktoś nie zacznie rozmawiać o swoich ulubionych seriach, wychwalać je i się nimi jarać jak Rzym za Nerona. Wtedy najczęściej tworzą się granice. Pewne zależności pomiędzy dwoma grupami fanów A&M:
- Osobami, które otwarcie przyznają z wielką... dumą, że są otaku
- Ludźmi z dystansem do siebie i do swoich gustów, którzy określają siebie najczęściej jako mangozjeby.
Najczęściej "Otaku" pierwszy rzuca jakimś tytułem animca czy mangi, która wyszła czy wciąż wychodzi w obecnym sezonie, jest najczęściej oparta na latających gołych klatach, cyckach, matrixowych cyckach, walczących cyckach, boskich cyckach, demonicznych, mechowych, czy cholera tam wie jakich. Wtedy "Mangozjeb" słysząc taką kwestię najczęściej załamuje się poziomem dzisiejszych fanów A&M i zaczyna mieszać gusta tamtego osobnika z błotem. Najczęstszy cytat:
"SAO ssało, <wstaw tutaj tytuł anime lub mangi z lat 90-tych lub wcześniej> jest znacznie lepsze"
Widać tutaj, że "Mangozjeby" to najczęściej starzy wyjadacze, którzy siedzą w tym fachu już od dawna i zdążyli nabrać dystansu. Są przyzwyczajeni do hejtów, jakie lecą w ich stronę i fandomu, nauczyli się je zlewać, a nawet wykorzystują je do denerwowania tych, którzy jarają się tą Japonią jakby to było ich państwo, ich świat, że tam kiedyś wyjadą i nie wrócą, że będą mangakami i... bleh, aż mnie na mdłości wzięło. Tak czy siak, mangozjeby nabywają instynktu wygłodniałego lwa, kiedy widzą takie osoby. "Otaku", czyli jak wspomniałem wcześniej, są to najczęściej ludzie dopiero wchodzący w temat, którzy ekscytują się nowym światem, w jaki weszli. Czasem aż nadto. Potrafią być wkurzający, szczególnie jeśli chodzi o bronienie swoich gustów, czy chorobliwego przywiązania do japońskiej kultury. Po angielsku zwą ich... weaboo. Jak widać, dystans do swoich gustów, odporność na krytykę i zdolność kulturalnej i logicznej dyskusji jest kluczem, by nie wzbudzać kontrowersji i nie denerwować innych przy rozmowie o swoich preferencjach.
Dobra, przystopujmy z tym gadaniem o ludziach, bo to temat rzeka i pewnie by się na więcej postów rozciągnęło. Przejdźmy do kolejnego widoku, który rzucił mi się w oczy poza ludźmi, a mianowicie...
Stoiska.
Mini-sklepiki pełne rozmaitych gadżetów, które przyciągają wzrok jak multi kulti islamistów, można tam znaleźć przypinki, kubki, czasopisma, poduchy, plakaty, koszulki, nawet sprowadzone z Japonii przeróżne smakołyki. Niektóre jednak brzmią i wyglądają podejrzanie. Widzieliście kiedyś wafla o smaku sałatki? No właśnie. Z racji tego, że stoiska prowadzone są najczęściej przez ludzi, którzy siedzą w temacie, dlatego łatwo z nimi nawiązać nawet luźną rozmowę, a co najlepsze... Czy ktokolwiek z was chciał zawsze prowadzić z jakimś sklepikarzem negocjacje, jak to robiono parę wieków temu lub w grach RPG? Tutaj to możliwe. Raz udało mi się w drugi dzień Weekendu Toruńskiej Fantastyki wyhandlować po 70% niższą cenę pluszową Mikasę z Shingeki no Kyojin, bo powiedziałem, że mam kasę tylko na powrót do domu, że zdarłem gardło i nie spałem dwie doby. Zadziałało? Zadziałało. Retoryka level up.
A teraz słów parę o sleeproomach. Są to, jak sama nazwa wskazuje - pokoje do spania. No, tylko, że nie każdy tam śpi. W dzień, najczęściej są tam osoby, którym się nie chce siedzieć na konwencie, tylko pod kocem z własnym jedzeniem i piciem, rozmawiając ze swoimi znajomymi i poznawać inne osoby ze sleeprooma, Nie ma tam nic specjalnego - sterta śpiworów, karimat, toreb, plecaków, bagaży i prowiantu, który ma wystarczyć na przeżycie całego konwentu i nie wydanie całych oszczędności na jedzenie. Ale są ludzie, a to wystarczy. Do tego jakaś gra planszowa, gitara, laptop z filmikami. Jest to świetne miejsce, jeśli jest się już zmęczonym łażeniem po konplace. I pamiętajcie - kto ma czajnik/opiekacz, ten ma władzę. Latem, jest też możliwość robienia pól namiotowych na zewnątrz. Aż zaleciało woodstockiem. Na sleepach w większości królują zupki chińskie, tosty i gorące kubki. W okolicy najczęściej są rózne sklepy spożywcze, a jeśli sleep jest ulokowany w jakiejś szkole, to najczęściej wtedy działają szkolne sklepiki, gdzie wszystko jest z reguły tańsze i nawet na ciepło. Są też prysznice, ale im większy konwent, tym trudniej się tam dostać. Na zeszłorocznym Pyrkonie zdecydowałem taktycznie pójść pod prysznic o 3 w nocy i wciąż była tam kolejka, gdzie czekałem półtora godziny, ale się doczekałem. Gorzej mieli ci, którzy zdecydowali się pójść tam rano, na co wpadło też kilkadziesiąt innych ludzi. Ale w końcu na Pyrkonie są setki tysięcy uczestników, nie ma się co dziwić.
Biorąc udział w konwencie, można też zostać twórcą programu, gżdaczem, helperem czy też medycznym. Zdarzyło mi się tylko być jednym z twórców programu i prowadzić prelekcję o uniwersum Alien vs Predator. Za swój wkład w tworzenie konwentowego programu otrzymuje się zniżkę na wejściówkę i oczywiście - honorową plakietkę, z której jestem dumny. Nie wiem jak to wygląda z gżdaczami i resztą, ale naprawdę im czasami współczuję, medyczni i ochrona muszą być wiecznie na baczności, dlatego wokół nich jest masa napojów energetycznych, a gżdacze i helperzy... Szczerze, nie wiedziałem, że Homo Sapiens potrafi tak zapi**dalać z robotą póki ich nie zobaczyłem.
Okej, na razie tyle. Trzymajcie się.
Pytanko? http://ask.fm/Kuraidesu
Wpadajcie na kanał! https://www.youtube.com/user/SmokeZmp
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz