wtorek, 31 marca 2015

"omg pozer" - co to znaczy? Kim jest "pozer"? Pokuraione teorie ciąg dalszy!

Witojcie!

Dzisiaj parę zdań o zjawisku pozerstwa w subkulturach, kto jest najczęściej tak określany i z jakich powodów. Odróżnimy też "pozerów" od niczemu winnych osób, poznających dopiero jakiś gatunek muzyczny, hobby, ideologię i tak dalej.


Zacznijmy od muzyki. Pojęcie pozerstwa najczęściej jest słyszalne wśród metalowców i punkowców. Zespół Deathinition stworzył nawet utwór, który porusza (a raczej miesza z błotem) tą tematykę. Oto on:

https://www.youtube.com/watch?v=uVCUrJCjvjA

Inaczej mówiąc, pozer (w muzyce ciężkiej) jest osobą, która myśli, że jest wielce przynależna do subkultury, a ilość zespołów, które zna, może policzyć na palcach jednej ręki. Do tego, często ów zespoły mają mało z samą subkulturą wspólnego i stworzone są, aby zaspokoić słuch mas, albo smutnych nastolatek, prowadzących szaro bure tumblry z Rainy Moodem albo najczęściej z takimi zespołami w tle. Typowy przykład pozerskiego zachowania

"Metal na zawsze!!!111 Manson życiem!!!1111jedenjeden"

Albo kiedyś wyjątkowo popularne:

"ŁORSOŁ SITI AT ŁOR!! WARSZAWO WALCZ, SABATOOON PRAWDZIWI PATRIOCI"

No do luja Wacława.

Rozumiem, że można ich lubić, tu się nie czepiam.
Ale

Słuchanie Sabatonu =/= bycie patriotą

Przez takie zachowania tworzą się stereotypy, dlatego dziś w "brudnej" społeczności każdy, kto ma koszulkę Sabatonu, postrzegany jest jako nowotwór.

Podobnie jest z Hunterem, Bring me the horizon czy też Bullet for my Valentine. Właśnie te 3 zespoły są najczęściej słuchane przez nastolatki w okresie dojrzewania, z depresją, bliznami, żyletkami w kieszeni i grzywką. No i też spójrzmy na pewną zależność. Wysilę się teraz w paincie i zrobię dla was wykresik:



Widać zależność? Widać.

Zauważmy teraz  tą WAŻNĄ różnicę między osobą, która powoli "wchodzi w temat", a takim pozerem. Nasz nowicjusz po prostu sobie słucha tej swojej Metallici, Nirvany, AC/DC i nie robi sobie z tego absolutnie nic. Nie uważa się za lepszego, nie chwali się tym na prawo i lewo i nie manifestuje swoich gustów (przy okazji myśląc, że są takie metalowe) na cały glob. Taka osoba, jeśli chce to powoli wchodzi w temat i poznaje coraz to więcej i więcej zespołów, precyzując swoje gusta i powiększając swoją wiedzę na temat tego, czego słucha. Oczywistym jest niestety, że też i ktoś taki w końcu zostanie wyzwany od pozerów, jeśli pokaże się z naszywkami czy koszulkami kapel, których mocno trzymają się stereotypy. Nawet ja za część moich naszywek z przeszłości po prostu się wstydzę.

Wiadomo jacy ludzie są. Jeśli nie zamienili z tobą ani słowa, to jak cię widzą tak cię piszą. Niestety tak zawsze było. Wtajemniczanie takiej osoby miałoby znacznie lepsze efekty niż mieszanie jej z błotem.

W dodatku, samo nazywanie kogoś pozerem jest pozerstwem. Incepcja? Prawdopodobnie.

Kiedy nazywamy kogoś pozerem, automatycznie uświadamiamy mu, że mamy lepsze gusta. Czyli innymi słowy - wywyższamy się. Czujemy się lepsi, bo słuchamy na przykład Terrordome a nasz "pozer" Happysadów. A jak już wcześniej wspomniałem, traktowanie innych z góry i chwalenie się swoimi gustami to po prostu pozerstwo, a nasza broń w postaci wyzwiska dotyka tak naprawdę obie strony.

No, ale jeśli na death metalowy koncert przyjdzie jakaś dziewoja z koszulką BMTH, to w sumie rzuca się w paszczę lwa. Nikt raczej nie pośle komplementu w jej stronę, wręcz przeciwnie. Ale da to jej do myślenia i przyczyni się do jej muzycznego "rozwoju". No chyba, że nie zamierza poza to swoje BMTH wychodzić. Wtedy niestety musi się pogodzić z tym, że od swoich subkulturalnych pobratymców szacunku po prostu nie otrzyma.

Krócej mówiąc, niektóre zespoły po prostu się szanuje, a drugie nie i to z kilku ważnych względów. Tak działa życie, tak działa ta subkultura. Sad but true.


Pozerstwo odnosi się też do innych dziedzin, takich jak fantastyka (znam Tolkiena i J.K. Rowling, jestem prawdziwym fantastą!), anime&manga (oglądałem naruto, czy już jestem otakurwą?), działalność polityczna (oglądałem debatę Korwina i wiem, że na dnie rowu mariańskiego żyją ru ru ru rurkowce, wiem wszystko o polityce!). Wszystko działa na podobnej zasadzie. Tak jak sam naruciarz nie zrobi z ciebie fana anime i mangi, tak czapka oficerska po dziadku z Wehrmachtu nie zrobi cię członkiem SS. Jasne jak słońce.

To na razie tyle. Mam nadzieję, że teraz mniej więcej ogarniacie o co chodzi z tymi pozerami. Dzięki za przeczytanie, trzymajcie się!

niedziela, 29 marca 2015

Nadmorskie spotkanie - Pokuraiona pasta #4

Witojcie!

Naszła mnie wena i do głowy wpadł pomysł, więc postanowiłem go wykorzystać. Mam nadzieję, że potem uda mi się zebrać myśli na trochę większy post. Miłego czytania!


>bądź mno
>wakacje 2k13
>pojedź nad to słynne morze
>Jarosławiec
>nadmorska metropolia
>nawet latarnie majo morsko
>i cymbergeje
>przez kilka pierwszych dni pogoda jak z cholernej Transylwanii
>typowy_polski_lipiec.jpg
>w końcu słoneczny dzień
>a więc to tak wygląda życie poza piwnicą
>obraz tylko trochę niewyraźny, bo wada -2
>idź z mame i tate na plaże
>czujesz bryzę pizgającą w twoje lico i rozwiewające młodego kuca
>widzisz upragnione morze
>czujesz się pic related



>w końcu zamocz
>stopę w morzu
>( ͡~ ͜ʖ ͡°)
>"o luju złoty jaka zimna"
>powoli przyzwyczajaj się do wody
>wokół dzieciaki biegają wszędzie jakby z Watykanu uciekały
>i przy okazji chlapią
>a zeby was kremówka, huncfoty
>w końcu poszedłeś tak daleko, że woda sięga ci do pasa
>łaź sobie spokojnie jak czlowiek z godnościo
>poczuj w sobie 6-letnie dziecko i zacznij skakać przez fale
>stwierdzasz, że parę metrów obok są większe fale
>idziesz w tamtą stronę
>nagle czujesz coś miękkiego i ciepłego pod stopą
>dafuq
>patrzysz w dół
>okazuje się, że swoją wielką nogą nadepnąłeś na plecy jakiegoś niewinnie płynącego dzieciaka
>i trzymasz go przy dnie
>o_janie.png
>odskocz
>przy okazji prawie się wyjeb
>z wody wynurza się podtapiany przez ciebie chwilę temu chłopiec
>Okazuje się, że to młody bohater ZSRR Pawlik Morozow
>"PODKABLUJOV CIEBJA DO STALINOV, CYKA"
>myślisz, że to już koniec
>ale po chwili udaje ci się podjąć kontrofensywę, przy okazji szpanując gimnazjalnym rosyjskim
>"Stalinov nie żyjov od prawie pół wiekov, cyka"
>Pawlik patrzy na ciebie jak na tego złego pana, co zawsze bierze dzieciom lizaki
>po chwili zaczyna sączyć łzy pełne upadłych rewolucyjnych ideałów
>wpadając w głęboką depresję, zaczyna iść w kierunku otwartego morza niczym samotny rewolwerowiec w kierunku zachodzącego słońca
>w oddali widzisz tylko, jak jakiś młody człowiek wymierza broń w jego kierunku i w imieniu polski podmorskiej skazuje go na śmierć
>słyszysz tylko wystrzał
>legendy mówią, że ciało Morozowa wciąż krąży po morzach i oceanach, dalej płacząc
>a jego łzy podnoszą poziom globalnych wód
>naukowcy wciąż myślą, że to topniejące lodowce

>jako jedyny znaj prawdę


niedziela, 22 marca 2015

Rowerowy przegryw - Pokuraiona pasta #3

Witojcie!

Dziś mała pasta o moim dość niecodziennym doświadczeniu, które przeżyłem (i to bez większego uszczerbku) w czasach nauki jeżdżenia na rowerze. Miłego czytania!


>bądź mno
>6lvl
>ucz się jeździć na słynnym bicyklu zwanym rowerem
>miej składaczka, który pamięta jeszcze czasy jak syntezator mowy ivona był śmieszny
>kij zamontowany na siodełku
>bo tate profeszynal asekurejszyn
>jeździjcie se kółeczka wokół osiedla
>w pewnym momencie zauważ, że tate zniknął
>ogurwa.jpg
>stresik motzno, ale jednocześnie czujesz wygryw, że umiesz jeździć sam
>THE WILD FIAT 126P APPEARS
>o ja jebix
>jak sie to zatrzymuje
>próbujesz zjechać na chodnik
>ale na drodze stoi jakiś inny polaczkowóz
>próbuj wydostać się ze śmiertelnej pułapki losu i zdążyć ominąć polaczkowóz
>myśl, że to już koniec
>znajdź się pomiędzy tyłem polaczkowozu a serdecznym maluchem
>z paniki straciłeś kontrolę nad swoim jednośladowym ferrari z PRL'u
>NA_BRODĘ_MERLINA.jpg
>gleba
>zarysuj polaczkowóz
>leżąc na ziemi, zauważ, że twoja noga jest w buchającej spalinami i terkotającej paszczy dzikiego fiata 126p
>i to jeszcze kuhwa pod kołem
>twoje krótkie jeszcze jak walka Najmana z Pudzianem życie przeleciało ci przed oczami
>zobacz siebie w przyszłości na wózku inwalidzkim
>siostre akurat w okolicy, uratowała
>nie pamietasz jak, znajdź się u siebie w domu
>okazało się, że maluchem jechał dzielnicowy bagieciarz
>"czy wy macie godność i rozum człowieka, obrazek papieża w domu a dziecko same na droge puszczajo"
>nie słysz wyraźnie rozmowy, będac jeszcze w głębokim szoku
>po jakimś czasie przychodzi tate z jakimś papierkiem w dłoni (mandat motzno XD)
>"już nigdy nie wyjdziesz na rower mały kurwiu, pan policjant też zabronił"
>płaknij
>i tak potem jeździj, jak tate nie ma
>w sumie naucz się jeździć na rowerze, bo jebiesz policję
>ale tak na 40% bo malanowskiego i ojca mateusza oglądam

PS: Tak było

czwartek, 19 marca 2015

Zjawiska Paranormalne - Samozapłon

Witojcie!

Stwierdziłem, że uogólnianie wszystkich zjawisk paranormalnych i po prostu ogólnikowe ich opisanie byłoby po prostu stratą. Postaram się dla Was wybrać najciekawsze z nich i wgłębić w ich tajniki. Dzisiaj - tajemniczy ludzki samozapłon!


Wyobraźmy sobie, że jesteśmy jakimś panem "x". Wchodzimy sobie zmęczeni po pracy do domu, przebieramy się, włączamy telewizor. Zaczynają się nam zamykać oczy, w końcu to normalne kiedy jest się wykończonym. Zasypiamy, ale niestety nie wiemy, że to będzie nasze ostatnie oddanie się objęciom Morfeusza. Rano, zostaje z nas mniej więcej tyle:


Jak widzimy, nic wokoło nie zostało objęte ogniem, nic nie jest spalone, oczywiście poza nami. Nie jest wiadome źródło ognia, ani w jaki sposób się on wytworzył. Mamy do czynienia z typowym przypadkiem samospalenia.
Polega on na tym, że... człowiek po prostu zaczyna się palić. Tak sam z siebie. Co najlepsze, człowiek jest trudnopalny, więc taki ewenement jest praktycznie niemożliwy. Składamy się przecież w 70% z wody. A jednak...

Dolne kończyny osób (a czasami i górne, nie jest to jednak widoczne na zdjęciu), które padły ofiarą samospalenia zwykle są nienaruszone. Tak, jakby ogień specjalnie je omijał. Natomiast większość górnej części ciała zostaje zwęglona na popiół. Zwykle w czasie dwudziestu - piętnastu minut, a nawet krócej. Z kości zostaje ledwo co kawałeczek. To tylko pogłębia zagadkę, ponieważ do spopielenia ludzkich kości w tak krótkim czasie potrzeba naprawdę ogromnej temperatury. Większej niż taką, którą posiada normalny ogień. Nawet w piecach krematoryjnych ciała palą się dłużej! W truchłach ofiar samospalenia musiała się ona wytworzyć, ponieważ wokół szczątków niektóre rzeczy codziennego użytku (jeśli nie wszystkie) po prostu się stopiły. Ofiary były znajdywane w łóżkach, krzesłach czy też w pozycji siedzącej. Nawet nie zdawały sobie sprawy z tego, że ogień zaczyna je trawić. Jakby były w głębokim transie, czy w śnie. Przypadki samospalenia zdarzały się również w Polsce. Jest nim m.in. Anna K. Zerknijcie na jej relację:

W tym dniu męża nie było w domu. Pani Anna zaczęła dzień tak jak zwykle. Po śniadaniu i nakarmieniu dzieci była z nimi na krótkim spacerze, w trakcie którego zrobiła małe zakupy. Kilkanaście minut przed drugą Anna postanowiła zrobić pranie. Małego Adasia zaniosła do dziecinnego pokoju na piętrze. Dziecko było spokojne, nie wykazywało żadnych oznak choroby. Anna razem z córką poszła do kuchni. Włączyła pralkę i rozpoczęła pranie. Było kilka minut po trzeciej, kiedy poczuła nieprzyjemny swąd palonego mięsa. Nie był to zapach zwykłej spalenizny, która powstaje choćby po nadpaleniu elektrycznego kabla.
" To było, jakby ktoś tłuszcz palił..." - zezna później prowadzącym śledztwo policjantom. W pierwszym odruchu pomyślała, że na strychu doszło do zwarcia instalacji elektrycznej i zaczął się pożar. Postanowiła ratować syna. Wbiegając po schodach spostrzegła dym. Chodziło o drzwi do pokoju Adasia. Przez szparę pomiędzy drzwiami a podłogą wydostawał się czarny jak smoła dym. Anna złapała za klamkę, ale była ona zbyt rozgrzana, żeby ją nacisnąć. Z największym wysiłkiem udało jej się otworzyć drzwi. Pierwsze, co zapamiętała, to kłęby czarnego, gryzącego w oczy dymu. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby był on tak gęsty i tłusty. Gryzący zapach ścisnął jej gardło, Anna o mało nie straciła przytomności. Po chwili oszołomienia udało jej się jednak wejść do pokoju. Od razu spojrzała na łóżeczko, w którym leżał jej syn. Tego widoku nie zapomni do końca życia... dziecko trawił dziwny niebieski ogień od środka. Wydawało się, jakby w jego ciele ktoś rozpalił piec. Z główki dziecka wydobywał się płomień, który swoim kolorem przypominał końcówkę palnika tlenowego. Był intensywnie jasnoniebieski, słychać było nawet charakterystyczny syk. Od dziecka biło gorąco, wszystkie sprzęty wokół były rozgrzane do wysokiej temperatury. W pierwszym odruchu Anna chciała chwycić swojego syna, ale okazało się to niemożliwe. Pobiegła do kuchni po miskę z wodą, w której robiła pranie. Przy pomocy tej wody próbowała zagasić płomienie, które wydobywały się z ciała jej dziecka, ale ogień był zupełnie niewrażliwy na wodę. Krzyk Anny zaalarmował sąsiadów, którzy wezwali straż pożarną i policję. Dziecko spaliło się prawie na popiół.

Obok zwłok znaleziono stopioną butelkę, co wskazywałoby na obecność ogromnych temperatur:


Strażacy zauważyli również lepką i gęstą ciecz osadzoną na meblach i suficie, która okazała się stopionym tłuszczem.
Istnieją jednak osoby, które przeżyły samozapłon i zdążyły, lub ktoś zdążył w porę ich... ugasić. Ocalali zauważali podobne objawy, jak wymienione wyżej - niebieski ogień wydobywający się z wnętrza, gryzący dym, syczący dźwięk. Co najlepsze, nie czuli bólu, kiedy się palili. Zaczęli go odczuwać z uszkodzonych tkanek dopiero chwilę po ugaszeniu.

Jajogłowi podjęli się wyzwania, aby wyjaśnić to zjawisko. W ten sposób powstało kilka ciekawych teorii:

Samozapłon człowieka związany jest z natężeniem pola magnetycznego ziemi. Zauważono, że zjawiska te zdarzają się tylko w miejscach o bardzo wysokiej aktywności magnetycznej. Według tej teorii magnetyzm sprawia, że woda we krwi rozpada się na wodór i tlen. Mieszanina tych dwóch gazów, jak wiadomo, tworzy łatwopalny gaz.

Grupa brytyjskich naukowców postanowiła sprawdzić to zjawisko. Okazało się, że podczas zwiększonej aktywności słońca, ilość emitowanych cząsteczek elektromagnetycznych powoduje, że podatne osoby stają w płomieniach. Cholera, czuje się taki mądry kiedy to piszę...


Ale zanim niebezpiecznie podrośnie mi samoocena, przejdźmy do kolejnej teorii.

Mówi ona o fragmencie kodu genetycznego w DNA, który jest odpowiedzialny za przemianę chemiczną ciała człowieka w łatwopalną substancję. Wystarczy kilka sprzyjających okoliczności, aby nasz kod się "obudził". Być może mit o „Feniksie odradzającym się z popiołów” niesie z sobą ukrytą przed nauką prawdę o prawdziwej naturze człowieka. W naszych genach może być zachowany mechanizm samodestrukcji organizmu, który w starożytności był zastrzeżony tylko dla istot boskich.

Czyżby szach-mat ateiści? Kto wie. Akurat wątków religijnych w tym temacie spodziewałem się najmniej.

Kolejna teoria mówi o tworzeniu się w naszym ciele gazów, które wchodzą w reakcję i zaczynają emitować ciepło. Ale mimo to, wątpię, że trzymanie pierdów mogłoby wytworzyć aż tak wysoką temperaturę, no i emitować niebieski ogień.

Inna teoria, dość ciekawa, spójrzcie na to:


Są to czakry, które obecne są w ludzkim ciele i używa się ich do technik medytacji. Zauważmy ich lokację - Środek ciała, klatka piersiowa, podbrzusze, brzuch. Widać związek? Ogień zawsze wydobywał się ze środka ciała. Nie ze stopy, czy też jakiegoś palca.

Teoria mówi, że samospalenie jest spowodowane przez nieświadome nawet uwolnienie starożytnej i boskiej energii Kundalini, która niekontrolowana powoduje między innymi powstanie ogromnej temperatury w ciele, która zdolna by była zwęglić nawet kości. To by również tłumaczyło dziwny trans, w którym były ofiary, nawet nie zdające sobie sprawy z tego, że się palą. Dziwne mi się tylko wydaje spontaniczne przejście w ten stan "od tak".

A jakie Wy macie teorie? Podzielcie się nimi w komentarzach, jak nie tu, to na fp ^_^

Dzięki za przeczytanie, trzymajcie się!

środa, 18 marca 2015

Anon Kucharz - Pokuraiona Pasta #2

Witojcie!

Nasunęła mi się wena na kolejną pastę i aż żal mi było tego nie wykorzystać. Wykorzystajcie to jako małą zagryzkę przed odrobinę większym postem. Miłego czytania!



>bądź mno
>18 lvl
>szykuje się sobotnia inba ty + kumpel + jego loszka + twoja loszka
>z nocko ( ͡° ͜ʖ ͡°)
>kupcie po drodze dwie butelki wódki, w tym jedną limonkową - "anon, zoba jakie degustanty, hehe"
>i kilka paczek czipsów o smaku wydry ze stwardnieniem rozsianym
>dotrzyjcie do domu
>zacznijcie zacną biesiadę przy starych polaczkowych filmach
>oldfagi
>w koncu loszkom zaczyna od alko odjebywać
>miej z anonem uczuć, jakbyś oglądał diskałery albo animul płanet
>połowa drugiej flaszki
>your_time_has_come.jpg
>zawinięty w kocu upadnij na podłogę i udawaj gąsienicę
>bądź przy tym przekonany, że gonią cię pelikany
>zesłane przez szatana
>takiego spod trawy
>chyba, zagrożenie z religii motzno
>wyjdź na balkon
>wyłap w powietrzu resztki ogarnięcia
>czuje dobrze człowiek
>wróć do środka
>"Kurai ja ide z loszko spać, elo"
>no elo
>połóż się też ze swojo karyno
>"Kurai weź ten telefon z kieszeni, bo uwiera"
>to nie jest mój telefon
>( ͡~ ͜ʖ ͡°)
>rano bądź w kuchni na śniadaniu
>schodzi anon
>smutny jakby zostawił swoją barkę na brzegu
>"anon, co jest"?
>dowiedz się, że sałatka ścięła się u niej z alko i zwróciła
>anon miał żal, że nie mógł pozbierać świeżej jeszcze kukurydzy, bo to młody kucharzyna
>anon pls

niedziela, 15 marca 2015

Pokuraiona pasta - Najbardziej niezręczny moment mojego życia

Witojcie!

Ostatnio zapytano się mnie, jaki był najbardziej niezręczny moment mojego życia. Natchnęło to mnie na napisanie małej pasty. Miłego czytania!


>bądź mno
>1 gimbazjum
>pierwsza wycieczka z noclegiem, na której jesteś
>stres duży bo spanie w obcym miejscu
>i mame kolacyjki dobrej nie zrobi
>noclegi w domkach letniskowych
>3-osobowe
>łażę wokół obozu z 2 anonkami śmieszkując z nimi pieniężnie
>spotykamy 2 sebów z łazarskiego gimnazjalnego rejonu
>bo pojechali z nami
>jeden ma od dlugiego czasu jakis problem do jednego z nas
>rzucajo się debilami i cwelami
>prawie dochodzi do sceny z power rangers
>sytuacja sie uspokaja
>wieczorem anon wpada na pomysl
>"chopaki, wzialem ze soba 2 maski gazowe, chodźta dziewczyny przestraszyć, po drugiej stronie obozu są"
>żodyn nie może sie zdecydować
>wtedy zadecydowalem, ze pojde z nim
>"no Kurai, zakladaj maske hehe"
>no k
>anon puka do drzwi "hehe dziewczyny otwórzcie, to ja anon hehe"
>patrze na niego jak na idiotę, zaskoczony profesjonalizmem jego straszenia
>troche dalej byl domek nauczycieli
>zapalilo sie swiatlo, uslyszeliśmy jakiś glos typowy dla gimnazjalnego nauczyciela, przyzwyczajony do kwestii "NIE BIEGAĆ PO KORYTARZU", "ZOSTAW PIERSI MADZI, JACUŚ", "CO TU TAK ŚMIERDZI JAK W GORZELNI"
>the_great_escape.jpg
>rodzieliłem się z anonem
>znalazlem droge z powrotem
>wbijam do domku praktycznie z buta
>"O KURWIX CHŁOPAKI"
>wait_wut.jpg
>nie zamawialiśmy tej pizzy
>czemu te firany są fioletowe
>to nie nasze plecaki
>ktos w lazience sie myje, swiatlo sie pali w sypialni
>oj, to chyba nie tu
>wyjdź z domku jak gdyby nic sie nie stalo
>wroc do swojego
>na kanapie siedzi zdyszany anon i reszta patrzaca na nas jak żony na swoich mężów wracających z krucjaty do ziemi śniętej
>nazajutrz na zbiórce dowiedz się, że ten domek, do którego wbiłem nalezal do tych 2 sebków z początku
>nie spali, bo ktoś im do domku w nocy wbił
>wielki strach, mordercy, gwalciciele, lubieżcy i wiewiórki
>wznieś z kumplem najpyszniejszy toast tanią colą z biedronki, patrząc jak 2 sebków wykończonych wraca do domku spać
>wygryw.jpg

Wiedźmin - Jak podbił serca, komputery i regały Polaków?

Witojcie!

Dziś pogadamy o jakże popularnej sadze wśród Polaków i nie tylko, a mianowicie - Wiedźmin. Wyjaśnimy, albo chociaż spróbujemy wyjaśnić, dlaczego jest tak popularna wśród nas. Miłego czytania!


Akcja dzieje się w wielu miejscach, takich jak Kaer Morhen, Temeria, Aedirn itp. Świat wiedźmina pod względem geograficznym jest naprawdę bogaty. Zresztą, sami spójrzcie na mapę:



Krainy te łączy jedna cecha, która sprawia, że Polacy czują z nią pewną więź. Gdy przemierzałem świat gry, książki i nawet jednego, dość słabego niestety filmu, zauważyłem, że wszystkie wykreowane są na wzór środkowo - europejski. Klimat, góry, jeziora, roślinność. No, oprócz Kaer Morhen, tam już bardziej zalatuje północną, zimną Rosją.

Następnie mamy wioski. Większość z nich wygląda na typowe, ubogie, średniowieczne osady. Uwierzcie mi lub nie, ale tam wręcz zalatuje wschodnią kulturą. Przesądność objawiająca się w rozmieszczonych po drodze albo przy domkach określonymi przedmiotami, które mają odstraszać zło, lub kapliczką z zapalonym ogniem. Widać tam też zacofanie, typowo chłopskie zajęcia, duże rozprzestrzenienie chat, ale również zdarzają się takie, które są wyjątkowo blisko rozmieszczone od siebie. Mimo to, ciasnota  to cecha bardziej charakterystyczna dla wiedźmińskich miast.

Zachowanie NPC'ów i postaci powoduje, że bije od nich znajoma, słowiańska aura. W końcu, jak tu nie czuć czegoś znajomego w staruszce, która siedzi pod drzwiami i plotkuje o przechodniach czy czymś innym, klnącym karczmarzu czy też w pojawiającym się dość często słowem "wpierdol" wśród opryszków. Czasami ma się wrażenie, że gra została zaprojektowana pod polski język. Pewnie znacie to uczucie, kiedy tłumaczenia niektórych gier na nasz język ojczysty są po prostu żałosne, a nazwy przedmiotów, postaci lub niektórych kwestii to po prostu nie jest to samo? W Wiedźminie jest odwrotnie. Moim zdaniem, po polsku kwestie Geralta i innych postaci brzmią najlepiej. No sami zobaczcie! Przykładowe cytaty:

Baranina: Czy ja wyglądam jak kur*a?
Geralt: Nie.
Baranina: To czemu chcesz mnie wydymać?

Geralt: Was jest trójka, a ja jestem jeden. Ale wcale nie jest was więcej. To taki matematyczny paradoks i wyjątek od reguły.
- Znaczy, że jak?
Geralt: Znaczy, że spierdalajcie stąd w podskokach. Póki jeszcze jesteście zdolni do podskoków.

Warto też wspomnieć, że wszystkie monstra, które hasają sobie po bagnach, jaskiniach, lasach i cmentarzach w Wiedźminie możemy znaleźć w mitologii słowiańskiej. Spotykanie je twarzą w twarz i walka z nimi działa jak reflektor, naświetlający na nasze więzi z tą tematyką. Wiemy, że ludzie wierzyli w te stwory i bali się ich. Dzięki twórczości Sapkowskiego mamy okazję przekonać się, dlaczego budziły strach i zgarnąć dość okaźną sumkę za ich głowy, macki, czy cholera wie co.

A do tego sama postać Geralta z Rivii - Jak tu nie grać tak świetnie zaprojektowaną polskojęzyczną postacią, która potrafi położyć tuziny bandytów czy też potworów, wymachując swoim mieczem szybciej, niż rosnący hajs na koncie Billa Gates'a?Dodatkowo, w polskiej wersji nasz wiedźmin ma po prostu genialny dubbing. Do tej pory najlepszy z jakim się spotkałem w polskich grach. No chyba, że którąś przeoczyłem.

Okej, na dziś tyle. Trzeba kiedyś napisać coś o zjawiskach paranormalnych. Ale to się zrobi. Trzymajcie się!

poniedziałek, 9 marca 2015

Eksploracja i survival w grach - czemu to tak wciąga?

Witojcie!

Dzisiaj wprowadzę was w temat, który jest dość bliski fanom fantastyki post apokaliptycznej, czy też gustujących w grach takich jak Stranded Deep czy poruszających tematykę zombie apokalipsy, na przykład Dying Light. Mianowicie, czemu eksploracja terenu, survival i walka o przeżycie wciąga?

Eksploracja terenu lub konkretnych miejsc zawsze mnie przyciągała. Nie zna się tych rejonów, nie wiadomo co może tam się znajdować, żyć. Wiadomo tylko, że można tam znaleźć coś ciekawego albo ludzka noga tam jeszcze nie postała. A jeśli ma się pecha i nie ma w danym miejscu nic specjalnego, to zawsze można je użyć jako schronienie, pozycję strzelecką albo deskę ratunku w przypadku ucieczki. 
Z eksploracją często wiąże się ryzyko. Tym bardziej to przyciąga. Pojawia się również pewna zasada, w grach komputerowych często się pojawia, a mianowicie:

Im większe niebezpieczeństwo, tym lepsza nagroda.

Dlatego też za pokonanie jakiegoś tam cebulakowego bandyty dostaniemy może z 10 sztuk złota, ewentualnie jego wyposażenie (które i tak można o kant tyłka rozbić) a za pokonanie jakiegoś demona, pół-demona czy innego potężnego przeciwnika otrzyma się więcej złota niż łączna suma wydawanych emerytur w Polsce. Podobnie jest z eksploringiem - Im bardziej nieprzyjemne, trudne do przeżycia jest miejsce, tym lepsze materiały znajdziemy. Przykładowo, w serii gier S.T.A.L.K.E.R często obok masy anomalii różnego rodzaju możemy znaleźć cenne artefakty. Mimo to, nie zawsze tak jest. Może nam się zdarzyć sytuacja, w której po ciężkim wysiłku z pułapkami, błądzeniem po korytarzach, omijaniu lub pokonywaniu wrogów, lockpickowaniu zamkniętej skrzyni na poziom master, w środku znajdziemy... kartofla.

Dlatego też ludzie często eksplorujący teren i włażący do każdej możliwej jaskini często mają kieszenie wypchane złotem, noszą bajeranckie zbroje lub dzierżą w dłoniach bronie, na które wystarczy tylko spojrzeć, aby wiedzieć, że jeden cios z nich sprawi, że będziesz wąchać kwiatki od spodu. Jak widzimy, częste eksplorowanie bardzo się opłaca, nawet jeśli powoduje wydłużenie się czasu rozgrywki o dobrych kilkanaście godzin. Z własnego doświadczenia wiem, że podczas badania różnych jaskiń, rezydencji i innych miejsc człowiek nie myśli, że:

Muszę robić głównego questa, co za strata czasu

lub

To wejście do jaskini usłane krwią, zwierzęcymi i ludzkimi czaszkami wygląda groźnie. Lepiej tam nie wchodzić!

Druga kwestia to idealny przykład tego, czego NIE mówią gracze. No chyba, że jaskinia nosi nazwę "Sanktuarium szponów śmierci". Element eksploracji jest smaczkiem, który czyni grę charakterystyczną i zachęca do dalszych poszukiwań za co raz to lepszymi przedmiotami i pieniędzmi/złotem.




Teraz pogadajmy o elementach survivalu. Wymuszają one często na graczu wcześniej opisaną eksplorację, ponieważ przeszukiwanie każdego skrawka piasku, każdej półki lub kąta za żywnością/wodą/bronią/amunicją. Są one warunkiem przeżycia w nieprzyjaznym świecie post-apo. Survival jest elementem, który popycha gracza do narażania swojego życia dla kilku butelek wody i tworzenia planów, jak obejść hordę zombie, która stoi na drodze do supermarketu, który z pewnością posiada potrzebne zapasy.

W grach opartych na survivalu, gracz często ma możliwość ułatwienia sobie życia poprzez tworzenie upraw, hodowli, studni lub innych obiektów ułatwiających przeżycie. Stwarza to możliwość wytworzenia swojego "małego" domu. No chyba, że gra się w Minecrafta. Tam to można sobie walnąć całą metropolię.

Elementy survivalu często pociągają za sobą realizm. Nasza postać może zacząć krwawić z powodu doznanych obrażeń, zostać zatruta, jej kończyny mogą zostać uszkodzone, może ucierpieć na obrażenia wewnętrzne, czuje głód, pragniecie. Są one obecne po to, aby gracz mógł doznać uczucia kruchości ludzkiego życia i tych wszystkich pierdół, w których musi się natrudzić, aby przeżyć.

A jeśli mamy zawarty w multiplayer... ho ho! The Walking Dead to wtedy pikuś! Nie wiadomo komu zaufać, z kim zawrzeć sojusz, kto ci nie palnie z patelni w tył głowy lub nie przestrzeli czaszki zabierając ci wszystko co masz, kto nie rzuci cię na pożarcie zombiakom aby odwrócić ich uwagę i uciec, z kim mógłbyś stworzyć drużynę aby zwiększyć szanse przeżycia. Nic wtedy nie jest pewne, a każdy krok trzeba przemyśleć dwa razy, a nawet więcej. Przysparza to naprawdę ciekawych emocji.


I to by było na tyle. Dzięki za przeczytanie, trzymajcie się!

poniedziałek, 2 marca 2015

Pokuraione sny #1

Witojcie!

Ostatnio wpadłem na dość funkcjonalny pomysł. Dość często miewam bardzo, ale to bardzo specyficzne sny, które ciężko zinterpretować i nie spojrzeć w monitor jak na Jezusa ujeżdżającego Velociraptora, który jest uzbrojony w działo jonowe. Oto jeden z nich, miłego czytania!


Wylądowałem gdzieś w swojej wiosce, a dokładnie zaraz obok mojej posesji. Słoneczko grzało, a na zewnątrz pachniało. I wbrew pozorom i aktualnemu stanowi tamtejszych ścieżek - wcale nie był to zapach psich odchodów. Miałem przy sobie rower, co mnie zdziwiło, bo nie wystawiałem go od dobrych 6 lat. Wsiadłem i zacząłem jechać, wtedy miał miejsce urywek z miasta, obok którego mieszkam. Stałem obok spichlerzy i szedłem przed siebie. Nagle zacząłem czuć, jakbym nie był w rzeczywistości, tylko we śnie.

Bo w końcu w nim byłem.

Poznałem wcześniej metody, które opisywały w jaki sposób możemy rozpoznać, że jesteśmy we śnie. Zastosowalem sie do jednej z nich i spojrzałem na palce, potem przed siebie i znów na palce. Ich liczba zmieniała się za każdym razem. Wtedy już wiedziałem - jestem we śnie. Był to mój pierwszy przypadek świadomego snu. Urywek w mieście się skończył i znów powróciłem do swojej wioski, jadąc dalej na rowerze. Zdałem sobie sprawę, że skoro jestem w świadomym śnie, to mam nad nim władzę. I nawet dobrze mi to wyszło. Najzwyklej w świecie...

Zacząłem ciskać w ludzi lodowymi soplami.

Tworzyłem je w wewnętrznej części w swojej dłoni. Przy tego jechałem na rowerze powodując, że całość wyglądała jak jakaś magiczno-wiocharsko-rowerowa wersja drive-by z GTA. Cieszyłem się jak dziecko z całej sytuacji i umiejętności, Chciałem jeszcze bardziej wykorzystać możliwości świadomego snu i sprawiłem, że wyrosły mi skrzydła. Od razu chciałem z nich skorzystać i wzlecieć w niebiosa, przy okazji bombardując ludzi na dole soplami of kors. No i się wzniosłem, ale nie na długo. W końcu jaki człowiek zna technikę latania.

Niestety, wraz z gromkim uderzeniem twarzą o ziemię po nieudanym wzniesieniu się na świeżo co wyrośniętych skrzydłach, sen się skończył.

Ach... Po takich perełkach aż chce się zasnąć po raz kolejny... Tylko wypoczęty już organizm stawia opór i po prostu się nie da. Sadfejs.


Myślę, że tyle na dzisiaj. Dzięki za przeczytanie, trzymajcie się!