czwartek, 19 marca 2015

Zjawiska Paranormalne - Samozapłon

Witojcie!

Stwierdziłem, że uogólnianie wszystkich zjawisk paranormalnych i po prostu ogólnikowe ich opisanie byłoby po prostu stratą. Postaram się dla Was wybrać najciekawsze z nich i wgłębić w ich tajniki. Dzisiaj - tajemniczy ludzki samozapłon!


Wyobraźmy sobie, że jesteśmy jakimś panem "x". Wchodzimy sobie zmęczeni po pracy do domu, przebieramy się, włączamy telewizor. Zaczynają się nam zamykać oczy, w końcu to normalne kiedy jest się wykończonym. Zasypiamy, ale niestety nie wiemy, że to będzie nasze ostatnie oddanie się objęciom Morfeusza. Rano, zostaje z nas mniej więcej tyle:


Jak widzimy, nic wokoło nie zostało objęte ogniem, nic nie jest spalone, oczywiście poza nami. Nie jest wiadome źródło ognia, ani w jaki sposób się on wytworzył. Mamy do czynienia z typowym przypadkiem samospalenia.
Polega on na tym, że... człowiek po prostu zaczyna się palić. Tak sam z siebie. Co najlepsze, człowiek jest trudnopalny, więc taki ewenement jest praktycznie niemożliwy. Składamy się przecież w 70% z wody. A jednak...

Dolne kończyny osób (a czasami i górne, nie jest to jednak widoczne na zdjęciu), które padły ofiarą samospalenia zwykle są nienaruszone. Tak, jakby ogień specjalnie je omijał. Natomiast większość górnej części ciała zostaje zwęglona na popiół. Zwykle w czasie dwudziestu - piętnastu minut, a nawet krócej. Z kości zostaje ledwo co kawałeczek. To tylko pogłębia zagadkę, ponieważ do spopielenia ludzkich kości w tak krótkim czasie potrzeba naprawdę ogromnej temperatury. Większej niż taką, którą posiada normalny ogień. Nawet w piecach krematoryjnych ciała palą się dłużej! W truchłach ofiar samospalenia musiała się ona wytworzyć, ponieważ wokół szczątków niektóre rzeczy codziennego użytku (jeśli nie wszystkie) po prostu się stopiły. Ofiary były znajdywane w łóżkach, krzesłach czy też w pozycji siedzącej. Nawet nie zdawały sobie sprawy z tego, że ogień zaczyna je trawić. Jakby były w głębokim transie, czy w śnie. Przypadki samospalenia zdarzały się również w Polsce. Jest nim m.in. Anna K. Zerknijcie na jej relację:

W tym dniu męża nie było w domu. Pani Anna zaczęła dzień tak jak zwykle. Po śniadaniu i nakarmieniu dzieci była z nimi na krótkim spacerze, w trakcie którego zrobiła małe zakupy. Kilkanaście minut przed drugą Anna postanowiła zrobić pranie. Małego Adasia zaniosła do dziecinnego pokoju na piętrze. Dziecko było spokojne, nie wykazywało żadnych oznak choroby. Anna razem z córką poszła do kuchni. Włączyła pralkę i rozpoczęła pranie. Było kilka minut po trzeciej, kiedy poczuła nieprzyjemny swąd palonego mięsa. Nie był to zapach zwykłej spalenizny, która powstaje choćby po nadpaleniu elektrycznego kabla.
" To było, jakby ktoś tłuszcz palił..." - zezna później prowadzącym śledztwo policjantom. W pierwszym odruchu pomyślała, że na strychu doszło do zwarcia instalacji elektrycznej i zaczął się pożar. Postanowiła ratować syna. Wbiegając po schodach spostrzegła dym. Chodziło o drzwi do pokoju Adasia. Przez szparę pomiędzy drzwiami a podłogą wydostawał się czarny jak smoła dym. Anna złapała za klamkę, ale była ona zbyt rozgrzana, żeby ją nacisnąć. Z największym wysiłkiem udało jej się otworzyć drzwi. Pierwsze, co zapamiętała, to kłęby czarnego, gryzącego w oczy dymu. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby był on tak gęsty i tłusty. Gryzący zapach ścisnął jej gardło, Anna o mało nie straciła przytomności. Po chwili oszołomienia udało jej się jednak wejść do pokoju. Od razu spojrzała na łóżeczko, w którym leżał jej syn. Tego widoku nie zapomni do końca życia... dziecko trawił dziwny niebieski ogień od środka. Wydawało się, jakby w jego ciele ktoś rozpalił piec. Z główki dziecka wydobywał się płomień, który swoim kolorem przypominał końcówkę palnika tlenowego. Był intensywnie jasnoniebieski, słychać było nawet charakterystyczny syk. Od dziecka biło gorąco, wszystkie sprzęty wokół były rozgrzane do wysokiej temperatury. W pierwszym odruchu Anna chciała chwycić swojego syna, ale okazało się to niemożliwe. Pobiegła do kuchni po miskę z wodą, w której robiła pranie. Przy pomocy tej wody próbowała zagasić płomienie, które wydobywały się z ciała jej dziecka, ale ogień był zupełnie niewrażliwy na wodę. Krzyk Anny zaalarmował sąsiadów, którzy wezwali straż pożarną i policję. Dziecko spaliło się prawie na popiół.

Obok zwłok znaleziono stopioną butelkę, co wskazywałoby na obecność ogromnych temperatur:


Strażacy zauważyli również lepką i gęstą ciecz osadzoną na meblach i suficie, która okazała się stopionym tłuszczem.
Istnieją jednak osoby, które przeżyły samozapłon i zdążyły, lub ktoś zdążył w porę ich... ugasić. Ocalali zauważali podobne objawy, jak wymienione wyżej - niebieski ogień wydobywający się z wnętrza, gryzący dym, syczący dźwięk. Co najlepsze, nie czuli bólu, kiedy się palili. Zaczęli go odczuwać z uszkodzonych tkanek dopiero chwilę po ugaszeniu.

Jajogłowi podjęli się wyzwania, aby wyjaśnić to zjawisko. W ten sposób powstało kilka ciekawych teorii:

Samozapłon człowieka związany jest z natężeniem pola magnetycznego ziemi. Zauważono, że zjawiska te zdarzają się tylko w miejscach o bardzo wysokiej aktywności magnetycznej. Według tej teorii magnetyzm sprawia, że woda we krwi rozpada się na wodór i tlen. Mieszanina tych dwóch gazów, jak wiadomo, tworzy łatwopalny gaz.

Grupa brytyjskich naukowców postanowiła sprawdzić to zjawisko. Okazało się, że podczas zwiększonej aktywności słońca, ilość emitowanych cząsteczek elektromagnetycznych powoduje, że podatne osoby stają w płomieniach. Cholera, czuje się taki mądry kiedy to piszę...


Ale zanim niebezpiecznie podrośnie mi samoocena, przejdźmy do kolejnej teorii.

Mówi ona o fragmencie kodu genetycznego w DNA, który jest odpowiedzialny za przemianę chemiczną ciała człowieka w łatwopalną substancję. Wystarczy kilka sprzyjających okoliczności, aby nasz kod się "obudził". Być może mit o „Feniksie odradzającym się z popiołów” niesie z sobą ukrytą przed nauką prawdę o prawdziwej naturze człowieka. W naszych genach może być zachowany mechanizm samodestrukcji organizmu, który w starożytności był zastrzeżony tylko dla istot boskich.

Czyżby szach-mat ateiści? Kto wie. Akurat wątków religijnych w tym temacie spodziewałem się najmniej.

Kolejna teoria mówi o tworzeniu się w naszym ciele gazów, które wchodzą w reakcję i zaczynają emitować ciepło. Ale mimo to, wątpię, że trzymanie pierdów mogłoby wytworzyć aż tak wysoką temperaturę, no i emitować niebieski ogień.

Inna teoria, dość ciekawa, spójrzcie na to:


Są to czakry, które obecne są w ludzkim ciele i używa się ich do technik medytacji. Zauważmy ich lokację - Środek ciała, klatka piersiowa, podbrzusze, brzuch. Widać związek? Ogień zawsze wydobywał się ze środka ciała. Nie ze stopy, czy też jakiegoś palca.

Teoria mówi, że samospalenie jest spowodowane przez nieświadome nawet uwolnienie starożytnej i boskiej energii Kundalini, która niekontrolowana powoduje między innymi powstanie ogromnej temperatury w ciele, która zdolna by była zwęglić nawet kości. To by również tłumaczyło dziwny trans, w którym były ofiary, nawet nie zdające sobie sprawy z tego, że się palą. Dziwne mi się tylko wydaje spontaniczne przejście w ten stan "od tak".

A jakie Wy macie teorie? Podzielcie się nimi w komentarzach, jak nie tu, to na fp ^_^

Dzięki za przeczytanie, trzymajcie się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz