Witojcie!
Dzisiaj wprowadzę was w temat, który jest dość bliski fanom fantastyki post apokaliptycznej, czy też gustujących w grach takich jak Stranded Deep czy poruszających tematykę zombie apokalipsy, na przykład Dying Light. Mianowicie, czemu eksploracja terenu, survival i walka o przeżycie wciąga?
Eksploracja terenu lub konkretnych miejsc zawsze mnie przyciągała. Nie zna się tych rejonów, nie wiadomo co może tam się znajdować, żyć. Wiadomo tylko, że można tam znaleźć coś ciekawego albo ludzka noga tam jeszcze nie postała. A jeśli ma się pecha i nie ma w danym miejscu nic specjalnego, to zawsze można je użyć jako schronienie, pozycję strzelecką albo deskę ratunku w przypadku ucieczki.
Z eksploracją często wiąże się ryzyko. Tym bardziej to przyciąga. Pojawia się również pewna zasada, w grach komputerowych często się pojawia, a mianowicie:
Im większe niebezpieczeństwo, tym lepsza nagroda.
Dlatego też za pokonanie jakiegoś tam cebulakowego bandyty dostaniemy może z 10 sztuk złota, ewentualnie jego wyposażenie (które i tak można o kant tyłka rozbić) a za pokonanie jakiegoś demona, pół-demona czy innego potężnego przeciwnika otrzyma się więcej złota niż łączna suma wydawanych emerytur w Polsce. Podobnie jest z eksploringiem - Im bardziej nieprzyjemne, trudne do przeżycia jest miejsce, tym lepsze materiały znajdziemy. Przykładowo, w serii gier S.T.A.L.K.E.R często obok masy anomalii różnego rodzaju możemy znaleźć cenne artefakty. Mimo to, nie zawsze tak jest. Może nam się zdarzyć sytuacja, w której po ciężkim wysiłku z pułapkami, błądzeniem po korytarzach, omijaniu lub pokonywaniu wrogów, lockpickowaniu zamkniętej skrzyni na poziom master, w środku znajdziemy... kartofla.
Dlatego też ludzie często eksplorujący teren i włażący do każdej możliwej jaskini często mają kieszenie wypchane złotem, noszą bajeranckie zbroje lub dzierżą w dłoniach bronie, na które wystarczy tylko spojrzeć, aby wiedzieć, że jeden cios z nich sprawi, że będziesz wąchać kwiatki od spodu. Jak widzimy, częste eksplorowanie bardzo się opłaca, nawet jeśli powoduje wydłużenie się czasu rozgrywki o dobrych kilkanaście godzin. Z własnego doświadczenia wiem, że podczas badania różnych jaskiń, rezydencji i innych miejsc człowiek nie myśli, że:
Muszę robić głównego questa, co za strata czasu
lub
To wejście do jaskini usłane krwią, zwierzęcymi i ludzkimi czaszkami wygląda groźnie. Lepiej tam nie wchodzić!
Druga kwestia to idealny przykład tego, czego NIE mówią gracze. No chyba, że jaskinia nosi nazwę "Sanktuarium szponów śmierci". Element eksploracji jest smaczkiem, który czyni grę charakterystyczną i zachęca do dalszych poszukiwań za co raz to lepszymi przedmiotami i pieniędzmi/złotem.
Teraz pogadajmy o elementach survivalu. Wymuszają one często na graczu wcześniej opisaną eksplorację, ponieważ przeszukiwanie każdego skrawka piasku, każdej półki lub kąta za żywnością/wodą/bronią/amunicją. Są one warunkiem przeżycia w nieprzyjaznym świecie post-apo. Survival jest elementem, który popycha gracza do narażania swojego życia dla kilku butelek wody i tworzenia planów, jak obejść hordę zombie, która stoi na drodze do supermarketu, który z pewnością posiada potrzebne zapasy.
W grach opartych na survivalu, gracz często ma możliwość ułatwienia sobie życia poprzez tworzenie upraw, hodowli, studni lub innych obiektów ułatwiających przeżycie. Stwarza to możliwość wytworzenia swojego "małego" domu. No chyba, że gra się w Minecrafta. Tam to można sobie walnąć całą metropolię.
Elementy survivalu często pociągają za sobą realizm. Nasza postać może zacząć krwawić z powodu doznanych obrażeń, zostać zatruta, jej kończyny mogą zostać uszkodzone, może ucierpieć na obrażenia wewnętrzne, czuje głód, pragniecie. Są one obecne po to, aby gracz mógł doznać uczucia kruchości ludzkiego życia i tych wszystkich pierdół, w których musi się natrudzić, aby przeżyć.
A jeśli mamy zawarty w multiplayer... ho ho! The Walking Dead to wtedy pikuś! Nie wiadomo komu zaufać, z kim zawrzeć sojusz, kto ci nie palnie z patelni w tył głowy lub nie przestrzeli czaszki zabierając ci wszystko co masz, kto nie rzuci cię na pożarcie zombiakom aby odwrócić ich uwagę i uciec, z kim mógłbyś stworzyć drużynę aby zwiększyć szanse przeżycia. Nic wtedy nie jest pewne, a każdy krok trzeba przemyśleć dwa razy, a nawet więcej. Przysparza to naprawdę ciekawych emocji.
I to by było na tyle. Dzięki za przeczytanie, trzymajcie się!
Dlatego też ludzie często eksplorujący teren i włażący do każdej możliwej jaskini często mają kieszenie wypchane złotem, noszą bajeranckie zbroje lub dzierżą w dłoniach bronie, na które wystarczy tylko spojrzeć, aby wiedzieć, że jeden cios z nich sprawi, że będziesz wąchać kwiatki od spodu. Jak widzimy, częste eksplorowanie bardzo się opłaca, nawet jeśli powoduje wydłużenie się czasu rozgrywki o dobrych kilkanaście godzin. Z własnego doświadczenia wiem, że podczas badania różnych jaskiń, rezydencji i innych miejsc człowiek nie myśli, że:
Muszę robić głównego questa, co za strata czasu
lub
To wejście do jaskini usłane krwią, zwierzęcymi i ludzkimi czaszkami wygląda groźnie. Lepiej tam nie wchodzić!
Druga kwestia to idealny przykład tego, czego NIE mówią gracze. No chyba, że jaskinia nosi nazwę "Sanktuarium szponów śmierci". Element eksploracji jest smaczkiem, który czyni grę charakterystyczną i zachęca do dalszych poszukiwań za co raz to lepszymi przedmiotami i pieniędzmi/złotem.
Teraz pogadajmy o elementach survivalu. Wymuszają one często na graczu wcześniej opisaną eksplorację, ponieważ przeszukiwanie każdego skrawka piasku, każdej półki lub kąta za żywnością/wodą/bronią/amunicją. Są one warunkiem przeżycia w nieprzyjaznym świecie post-apo. Survival jest elementem, który popycha gracza do narażania swojego życia dla kilku butelek wody i tworzenia planów, jak obejść hordę zombie, która stoi na drodze do supermarketu, który z pewnością posiada potrzebne zapasy.
W grach opartych na survivalu, gracz często ma możliwość ułatwienia sobie życia poprzez tworzenie upraw, hodowli, studni lub innych obiektów ułatwiających przeżycie. Stwarza to możliwość wytworzenia swojego "małego" domu. No chyba, że gra się w Minecrafta. Tam to można sobie walnąć całą metropolię.
Elementy survivalu często pociągają za sobą realizm. Nasza postać może zacząć krwawić z powodu doznanych obrażeń, zostać zatruta, jej kończyny mogą zostać uszkodzone, może ucierpieć na obrażenia wewnętrzne, czuje głód, pragniecie. Są one obecne po to, aby gracz mógł doznać uczucia kruchości ludzkiego życia i tych wszystkich pierdół, w których musi się natrudzić, aby przeżyć.
A jeśli mamy zawarty w multiplayer... ho ho! The Walking Dead to wtedy pikuś! Nie wiadomo komu zaufać, z kim zawrzeć sojusz, kto ci nie palnie z patelni w tył głowy lub nie przestrzeli czaszki zabierając ci wszystko co masz, kto nie rzuci cię na pożarcie zombiakom aby odwrócić ich uwagę i uciec, z kim mógłbyś stworzyć drużynę aby zwiększyć szanse przeżycia. Nic wtedy nie jest pewne, a każdy krok trzeba przemyśleć dwa razy, a nawet więcej. Przysparza to naprawdę ciekawych emocji.
I to by było na tyle. Dzięki za przeczytanie, trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz